Już planując wylot do Kampani, Martyna zaproponowała, abyśmy jeden dzień poświęcili na przebicie się przez całą szerokość "buta". Muszę przyznać, że nie byłem pewien czy damy radę. To jednak spory kawałek, dni nie są jeszcze aż tak długie, a my nie należymy do porannych ptaków. Muszę jednak przyznać, że przedstawiony przez nią plan działania miał szansę wypalić, a dodatkowo miejsca, które mieliśmy zamiar odwiedzić wydawały się mieć potencjał. Na dzień przeprawy wybraliśmy przedostatni pełny dzień naszego pobytu. Sprawę ułatwiła nam pogoda, która tego dnia przeżywała wyraźnie jakieś załamanie nastroju i lała niemiłosiernie z nieba hektolitry wody. Śniadanko i w drogę, nawigacja na pierwszy cel... wziuuum.
Polignano a Mare
Trasa minęła mi zadziwiająco szybko, autostrada prosta i płaska jak stół. Włosi jak to Włosi mają swój własny styl prowadzenia auta, ale gdy już załapiemy o co w nim chodzi to nagle wszystko staje się zrozumiałe i płynne. Polignano A Mare, miejscowość zdecydowanie większa niż Minori, ale na spokojnie można przespacerować całość i zbytnio się nie zmęczyć. Temperatura trafiła nam się koło 20 stopni, także jak dla mnie odpowiednia do łażenia i nie lepienia się po chwili. Miasteczko jest gęsto usiane uliczkami, także zachęca do eksploracji. Główną plażę można obserwować z różnych stron i wysokości, co też skrupulatnie zamierzaliśmy wykonać.
Zagęszczenie tych trójkołowców bardzo mocne, co też zdecydowanie nie dziwi ze względu na ciasnotę przejazdów.
Jakby ktoś planował plener ślubny w tym miejscu, to ja się zgłaszam na ochotnika już dziś :)
Matera
W drodze "powrotnej", zahaczyliśmy jeszcze o miejscowość Matera. Wpisana na listę Światowego Dziedzictwa Unesco, będzie również europejską stolicą kultury 2019r. Skupiliśmy się na jej najstarszej części Sassi.
Na tej górze znajduje się taras widokowy, z miasta jest do niego około 9km...
...ale nie jestem pewien czy warto zawracać sobie głowę jazdą tam.
Na tym zakończyliśmy zwiedzanie tego dnia. Do domu zostało nam jeszcze tylko 220 km. Nie braliśmy jedynie pod uwagę, że trasa może być w remoncie z licznymi objazdami i zwężeniami. Na szczęście niewielki ruch spowodował, że zbyt dużo czasu nie straciliśmy, spadł jedynie komfort prowadzenia. Na obiad do Minori dotarliśmy około 21, wyjechaliśmy koło 9 rano. Tylko czy nie o to chodzi, aby wracając do domu z wyjazdu pomyśleć sobie... o teraz odpocznę:)
Na zupełne zakończenie, coś co podbiło moje serce zdecydowanie na tym wyjeździe.
Jeździ ich tutaj sporo, w różnym stanie i kondycji. Nie wygląda mi na to aby właściciele traktowali je jakoś wyjątkowo, jak przystało na klasyka. Ot, po prostu auto, które ma jechać do celu. Rewelacyjny widok, na drodze spotykać takiego malucha co chwilę. To jest mały samochód na miarę tych regionów. To dlatego Lancia Ypsilon, która dzielnie i bezproblemowo towarzyszyła nam przez pięć dni i ponad 1200km, jest miejscami zbyt duża.
Tomek.